Dokonała się właśnie zmiana na stanowisku prezesa PKP Cargo. Miejsce poprzednika, który wyciągnął firmę z deficytu i w ciągu roku spowodował wzrost kursu jej akcji, z 26 do 53 zł, zajął tymczasowo sam prezes PKP SA, były długoletni działacz związkowy. Wygląda na to, że poprzedni prezes poległ nie za swoje grzechy.
Głównym zarzutem wobec niego było, że jego firma nie jest w stanie zapewnić odpowiedniej liczby wagonów do przewozu ładunków, zwłaszcza kruszyw i węgla, w których przewozie dominuje. Niewykluczone, że powód był inny. Ustępujący prezes alarmował i rozgłaszał na prawo i lewo, że winny za niedowład kolei jest panujący tam bałagan. Ujawnił np., że odpowiadająca za stan infrastruktury spółka PKP Linie Kolejowe zgłosiła w br. 25 tys. planowych zamknięć tras (o prawie 2,5 tys. więcej niż rok wcześniej), a na dodatek 33 tys. nieplanowanych. (Długość krajowych linii wynosi ok. 19 tys. km, co oznacza, iż na każdy ich kilometr przypadały przeciętnie 3 wyłączenia z ruchu). W sumie wydłużyło to jazdę pociągu towarowego średnio o prawie 21 godz. Pociągi, zamiast szybko rotować, tkwiły w kolejowych korkach, pełniąc w tym czasie rolę magazynów na kołach.
Zwiększenie średniego przestoju pociągu o godzinę oznacza, że do przewiezienia tej samej ilości ładunków potrzeba dodatkowo ok. 2 tys. wagonów oraz odpowiedniej liczby lokomotyw i ludzi (to taka kolejowa odmiana żeglugowego slow steaming). Dodatkowe wagony to większe korki na liniach – i zwiększone opóźnienia. Newralgiczne linie kolejowe, już wcześniej o słabej przepustowości, na których dodatkowo przed ruchem towarowym pierwszeństwo ma ruch pasażerski, zatkały się.
Liczba zamknięć tras świadczy, iż bałagan na kolei trwa w najlepsze i nie skończono tam, mimo wcześniejszych zapowiedzi (patrz: Strategia rozwoju transportu), z fragmentacją sieci. Wymianą prezesów się tego nie załatwi. Ale skoro posłańcowi przynoszącemu złe wieści „ucięto głowę” – na kolei znów będzie świetnie.