Terminal kontenerowy DCT Gdańsk zmienił właściciela. Nabywcą jest konsorcjum, w którym 30% udziałów ma Polski Fundusz Rozwoju. Z okolicznościowej wypowiedzi prezesa tego funduszu, Pawła Borysa, można by jednak domniemywać, że nie do końca wiedział, co dokładnie kupił. – W perspektywie do 2021 r. chcemy zwiększyć przepustowość DCT Gdańsk do 3 mln kontenerów rocznie – powiedział prezes. – W kolejnych latach przewidujemy budowę terminalu nr 3, by w perspektywie lat 2024-25 osiągnąć przepustowość 4,5 mln kontenerów. (Otóż wzmiankowaną przepustowość 3 mln terminal osiągnął już w 2017 r., a w 2018 r. było to już 3,25 mln TEU. Sukces zatem gwarantowany, skoro pierwsze założenie planu zostało wykonane 4 lata przed terminem!).
Ale premier Mateusz Morawiecki na tym nie poprzestał i licytował wyżej. Podczas wizyty w DCT zapowiedział, że „już w najbliższych 5-6 latach będziemy w stanie rozwinąć zdolności przeładunkowe tego portu do skali mniej więcej Hamburga”. (W 2018 r. było to 135 mln t i 8,7 mln TEU – red.). Ciekawe, jak na tę planowaną ekspansję Gdańska i DCT zapatrują się przedstawiciele portów oraz terminali w Gdyni i Świnoujściu, gdzie także planuje się podobne, duże inwestycje kontenerowe i gdzie rozglądają się za kimś, kto chciałby w nich partycypować? Rzecz w tym, że w pozostałych portach właścicielami terminali są prywatne firmy operatorskie, a w Gdańsku udziałowcem został państwowy fundusz. To może rodzić obawy, że jedni będą traktowani „równiej” niż pozostali. Już samo wejście PFR do terminalu, który dotąd rozwijał się świetnie i – dalibóg! – nie wymagał wsparcia rozwojowego, jest tego dobitnym dowodem.
Na dodatek efekt tych wydatków będzie taki sobie, bo PFR uzyskał za nie (przynajmniej na razie) udział mniejszościowy. Oznacza to, że wpływ na podejmowane w DCT decyzje będzie odpowiednio proporcjonalny. Generalnie dla terminalu to może i dobrze, zwłaszcza patrząc, jak się gospodarzy publicznym majątkiem i pieniędzmi w spółkach, w których państwo ma większościowe udziały. Służymy przykładami.