Dokonania polskich naukowców specjalizujących się w wykrywaniu broni chemicznej zatopionej na dnie Bałtyku od lat budzą szacunek na całym świecie. Proponowany przez Międzynarodowe Centrum Bezpieczeństwa Chemicznego (ICCSS) projekt utworzenia centrum referencyjnego w Trójmieście stwarza realną szansę na powstanie w naszym kraju innowacyjnego segmentu gospodarki morskiej. Na praktyczne wdrożenie wyników badań czeka przede wszystkim przemysł offshore wind.
Prawny galimatias
Morza i oceany z dnia na dzień stają się obszarami coraz bardziej intensywnych inwestycji. Konieczność usunięcia przeszkód stojących na drodze do ich realizacji jest problemem, przed którym będą musiały stanąć przedsiębiorstwa oraz państwa. Zwłaszcza na Bałtyku, gdzie obok siebie sąsiadują wyłączne strefy ekonomiczne, przez co każda podejmowana działalność wymaga konsultacji, a wdrożenie przepisów jest czasochłonne.
– Utworzenie ośrodka referencyjnego w Trójmieście jest odważnym krokiem w kierunku unifikacji prawa i stworzenia przepisów międzynarodowych umożliwiających błyskawiczne podjęcie działań w razie konieczności wyeliminowania chemicznego zagrożenia – mówi dr hab. Jacek Bełdowski z Instytutu Oceanologii PAN.
W 1945 r., na konferencji w Poczdamie, podjęto decyzję o zatopieniu w Morzu Bałtyckim 40 tys. t broni chemicznej należącej do III Rzeszy. Rozrzucone po całym Bałtyku składowiska są zmorą inwestorów, bo wiążą się z poważnymi opóźnieniami lub koniecznością zarzucenia planów inwestycji offshore wind. W przypadku amunicji konwencjonalnej, zatopionej w pobliżu wyznaczonego miejsca położenia fundamentów pod platformę offshore, wystarczy zdetonować ładunki wybuchowe, wypełniające pociski artyleryjskie. Za to prawdziwie skomplikowaną operacją jest bezpieczne usuwanie pocisków wypełnionych trującymi gazami. Każda detonacja rozpyli toksyny na dużym obszarze. Liczące ponad 70 lat pociski wciąż korodują, doprowadzając do skażenia osadów morskiego dna w promieniu 250 m, a w przypadku specyficznego układu morskich prądów nawet 1 km. Podczas oczyszczania Bałtyku z broni chemicznej należy zająć się nie tylko niebezpiecznym obiektem, ale również skażonym osadem. Unikanie roznoszenia zbrylonego iperytu po znacznym obszarze to kluczowa kwestia podczas prowadzenia inwestycji. Jak wskazuje prof. Bełdowski, na Bałtyku dotąd nie stosowano bezpiecznych metod wyciągania i niszczenia pocisków wypełnionych iperytem.
Neutralizacja broni chemicznej na większą skalę jest stosunkowo nowym problemem i aktualnie istniejące rozwiązania prawne nie uwzględniają specyfiki działań. Konwencją o zakazie stosowania broni chemicznej zajmuje się OPCW (Organisation for the Prohibition of Chemical Weapons). W świetle opracowanych przez nią przepisów nawet porzucona, stara broń chemiczna musi być przez dane państwo deklarowana. Rząd państwa, na którego wodach terytorialnych znaleziono niebezpieczną broń, musi zgłosić posiadanie broni chemicznej w momencie, gdy zespół specjalistów wyciąga pocisk z dna morza.
– W ten sposób Polska widniałaby w rejestrze OPCW jako kraj dysponujący pokaźnym arsenałem chemicznym, co samo w sobie jest już dość niepokojące. Następnym krokiem jest ustalenie, kiedy i w jaki sposób nasz kraj chce utylizować broń chemiczną oraz umówić wizytę międzynarodowych inspektorów – tłumaczy J. Bęłdowski.
W europejskiej czołówce
W trakcie trwającego od 2011 r. projektu Chemsea udało się dokładnie zlokalizować podwodne składowiska tysięcy ton korodujących pocisków wypełnionych iperytem siarkowym, adamsytem, substancją Clark i innymi bojowymi środkami chemicznymi. Powstające w Trójmieście centrum, poza oczywistym prestiżem, pozwoliłoby na zebranie doświadczeń wszystkich partnerów pracujących nad problemem ich unieszkodliwienia. Utworzenie centrum pomoże poszerzyć cele badań. Cały czas na Bałtyku odkrywane są nowe stanowiska, ale polskie zespoły unikają zadań, które mogłyby mieć większe znaczenie dla przemysłu, jak przeskanowanie regionów dna morskiego ujętych w planie zagospodarowania przestrzennego i przeznaczonych pod inwestycje w gospodarkę morską. Nie testuje się także bezpiecznych sposobów wyciągania amunicji chemicznej i konwencjonalnej z głębin morskich.
– Nie prowadzimy monitoringu bieżącej sytuacji oraz poszukiwań. My nie szukamy, gdzie konkretnie na polskich wodach zdeponowano broń chemiczną, nie badamy też stopnia rozszczelnienia pocisków i rozprzestrzeniania się skażenia. Te problemy po prostu nie leżą w obszarze zainteresowania projektów unijnych. Zamiast tego zadajemy sobie pytanie, czy nastąpiło skażenie jakiegoś organizmu zamieszkującego strefę przydenną Bałtyku, w jakich miejscach doszło do korozji pocisków oraz jaka jest prędkość tej korozji. Badamy np. konkretny typ pocisków składowany na głębi Gotlandzkiej, Bornholmskiej czy też w pobliżu strefy brzegowej Niemiec – tłumaczy pracownik Instytutu Oceanografii PAN.
W koncepcji ICCSS centrum nie byłoby budynkiem czy instytucją jako taką, tylko platformą współpracy ekspertów: dyplomatów, naukowców i techników. Organizowany w Trójmieście ośrodek ma zagwarantować również stabilność i spójność działań, a także pomóc zacieśnić współpracę międzynarodową.
Między nauką a biznesem
Intratne zamówienia na usuwanie korodujących pocisków z bronią chemiczną z trasy wielkich przedsięwzięć offshore to duży kawałek tortu, którym póki co jest w stanie się podzielić zaledwie kilka przedsiębiorstw w kraju.
– Konsultowaliśmy się z firmą DynaSafe, która zadeklarowała opracowanie technologii umożliwiającej przeprowadzanie precyzyjnych, podwodnych operacji. Dodatkowo nawiązaliśmy kontakt z japońską firmą Kobelco, która może się pochwalić udanymi zniszczeniami broni chemicznej zatopionej na obszarach wód terytorialnych Japonii oraz Chin – uzupełnia J. Bełdowski.
Polska nie odstaje pod względem poziomu technologii morskiej od państw zachodnich. Świadczą o tym np. działania krajowej firmy Geofusion, która zadeklarowała stworzenie własnego systemu niszczenia broni chemicznej. Trwają prace nad prototypem.
Geofusion to jedna z kilku zarejestrowanych w Polsce firm oraz instytucji morskich, których doświadczenie pozwoliłoby na wejście w nowy segment rynku, związany z unieszkodliwieniem bomb chemicznych. Do tego ścisłego grona będą należeli projektanci pojazdów podwodnych, doskonalący techniki detekcji obiektów i konstruowania podwodnych instalacji. To m.in. Centrum Techniki Morskiej, Centrum Techniki Okrętowej, Ocean Tech czy Envia. Z intensywnej działalności międzynarodowego centrum referencyjnego bez wątpienia skorzystałyby również przedsiębiorstwa będące końcowymi użytkownikami jego projektów, czyli cała branża morskiej energetyki wiatrowej. Dostępność narzędzi do wykrywania i usuwania zagrożeń, nawet w małej skali, zapewni tym podmiotom komfort inwestowania, którego nigdy wcześniej nie miały. Brak takich narzędzi może zatrzymać realizowane już projekty na miesiące lub nawet lata.
Potencjał technologiczny innych europejskich państw, z którymi przyszło nam współpracować, nie jest dużo wyższy niż polski. Zachodnioeuropejskie instytucje mają na swym wyposażeniu urządzenia do poszukiwań obiektów, jednak polskie zespoły dysponują sprzętem porównywalnej jakości. Jeśli chodzi o niszczenie amunicji wypełnionej chemicznymi gazami, to w całej Europie może tego dokonać tylko jedna komora statyczna w Münster w Niemczech. Komorę używano dotychczas do niszczenia broni chemicznej różnego typu, pochodzącej z lądowych pól bitewnych oraz współczesnej amunicji znajdowanej w Syrii czy w Libii. Nie ma natomiast państwa, które może się pochwalić opracowaniem technologii umożliwiającej usuwanie broni chemicznej wykrytej pod powierzchnią wód Bałtyku lub Morza Północnego.
– Państwa europejskie dysponują prawdopodobnie większymi funduszami od Polski, jednak również znajdują się na początku drogi. Na razie nie zanosi się więc, by ktoś mógłby skutecznie rywalizować z Polską w kwestii przewodzenia operacjom usuwania broni chemicznej – podsumowuje J. Bełdowski.
Maciej Ostrowski