Niedawno wprowadzona przez rząd nowelizacja ustawy o ochronie żeglugi i portów morskich powinna pozwolić na szybką militarną reakcję w odpowiedzi na zagrożenia aktami terrorystycznymi lub sabotażami morskich farm wiatrowych na polskim morzu. Czy powinniśmy więc czuć się bezpiecznie? Zdaniem Mateusza Romowicza z kancelarii prawnej Legal Marine.
– W mojej ocenie wspomniana nowelizacja tak naprawdę nie załatwia niczego i nie ma żadnego realnego wpływu na zwiększenie bezpieczeństwa szlaków żeglugowych lub infrastruktury krytycznej na morzu. Podkreślano, że nowelizacja umożliwi zatopienie jednostki morskiej, nawet z osobami postronnymi na pokładzie, jeśli będzie ona podejrzana o akty terrorystyczne. Mogą to być np. zakładnicy albo osoby postronne, które nie będą świadome sytuacji (tak, jak w przypadku porwania samolotu pasażerskiego przez terrorystów). Biorąc jednak pod uwagę polskie regulacje prawne, taki scenariusz jest jednak fikcją – uważa.
Jego zdaniem najlepszym rozwiązaniem, aby zapewnić bezpieczeństwo naszego wybrzeża, byłoby powołanie Straży Przybrzeżnej. Służby takie działają w Danii czy Holandii, a najbardziej znana jest amerykańska US Coast Guard. I właśnie polska instytucja tego typu powinna funkcjonować jak służba zza oceanu, która posiada rzeczywistą moc sprawczą, a w przypadku interwencji nie ma z nią żadnych dyskusji –może aresztować statek i podjąć nawet działania de facto militarne.
– Mam jednak nieodparte wrażenie, że świadomość morskich zagrożeń bezpieczeństwa infrastruktury krytycznej jest w Warszawie wręcz znikoma – stwierdza M. Romowicz.
Szczególnie że na horyzoncie pojawia się już kwestia bezpieczeństwa i ochrony morskich farm wiatrowych, która mają powstać na polskich wodach Bałtyku (więcej w „Namiarach na Morze i Handel” 12/2023).