Osiągnięcie równowagi między popytem a podażą na rynku przewozów kontenerowych może zająć co najmniej 4 lata i może zostać przesunięte na 2030 r. lub później – wynika z najnowszych danych analityków Sea-Intelligence.
– Rynek wkracza w tradycyjny cykl spadków, ponieważ w 2023 r. zostanie dostarczona znaczna nadwyżka mocy przewozowych i najprawdopodobniej to samo stanie się w 2024 r. – komentuje Alan Murphy, dyrektor generalny Sea-Intelligence.
Wielu przedstawicieli branży przewidywało, że największy spadek stawek frachtowych zostanie przezwyciężony do końca br., ale nieuchronnie pojawia się kwestia wydajności. Obecnie coraz więcej osób prognozuje, że branża będzie zmuszona zwrócić się w stronę bardziej agresywnej sprzedaży, ponieważ nawet wykorzystywanie slow steaming czy czasowe wycofywanie niektórych jednostek z eksploatacji nie pozwoli na osiągnięcie równowagi, borąc pod uwagę nadwyżkę potencjału przewozowego, który ma pojawić się w sektorze w ciągu najbliższych 3 lat.
Z kolei Alphaliner oblicza, że nawet po zakończeniu w tym roku dostaw na dużą skalę, fala wzrostu pojemności dopiero nadejdzie. Np. MSC odebrało dużą część jednostek o pojemności ponad 24 tys. TEU, podczas gdy inni armatorzy, w tym OOCL, ONE i Hapag-Lloyd, dopiero proces ten zaczynają. Dane Alphaliner pokazują jednak, że portfel zamówień dla czołowych przewoźników nadal wynosi ok. 7 mln TEU, co stanowi dalszy 25-proc. wzrost pojemności brutto przed potencjalną sprzedażą na złom. Według Sea-Intelligence największa nadwyżka mocy wystąpi w 2024 r., a do 2026 r. 1/3 tej nadwyżki zostanie wchłonięta przez popyt.
– Jeśli nie pojawi się eksplozja światowego popytu na przewozy kontenerowe czy kolejna pandemia pochłaniająca zdolność przewozową, a armatorzy nie będą dalej składali ogromnych zamówień, to w 2028 r. moglibyśmy zaobserwować równowagę podaży i popytu na poziomie z 2019 r. – podsumowuje Sea-Intelligence.