Czytając specjalistyczne magazyny czy portale morskie, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że na świecie brakuje marynarzy. Pływam od 39 lat i chcąc nie chcąc obserwuje ten rynek pracy. Moim zdaniem najtrudniej z zatrudnieniem było w latach 1989–1990, gdy marynarz musiał się mocno starać, aby znaleźć etat. Od 1991 r. sytuacja zmieniła się, ale nigdy chyba nie było tak, żeby brakowało kadr. Taką sytuację obserwuję do czasu pandemii COVID-19.

Z kolei jako sekretarz generalny InterManager, międzynarodowego stowarzyszenia zarządców morskich, oraz międzynarodowego stowarzyszenie agentów crewingowych, którzy są odpowiedzialni za 90% zatrudnionych na statkach marynarzy, mam okazję obserwować ten rynek z perspektywy pracodawcy. Gdy zapytamy agentów, czy mają braki, odpowiedź będzie przekorna: Tak, nie mamy marynarzy, którzy chcieliby pracować za półdarmo. Gdy zaoferuje się odpowiednią pensję, to zawsze będziemy w stanie ich znaleźć. W tej odpowiedzi pojawia się więc kluczowy temat – podejście do marynarza. Na początku lat 80. niemieccy armatorzy


Dostęp do dalszej treści jest ograniczony tylko dla prenumeratorów. Zaloguj się lub zarejstruj przy użyciu kodu zaproszenia, który otrzymałeś/otrzymasz wraz z prenumeratą.

Mam już konto
   
Nie mam konta
*Pole wymagane
PRZEZKuba Szymański
ŹRÓDŁONamiary na Morze i Handel 14-15/2024
Poprzedni artykułTysiące miejsc pracy
Następny artykułRośnie poziom wody, spadają przeładunki