Jedną z cech polskiej opinii publicznej, a także podsycającej ją publicystyki ekonomicznej oprócz oczywistego i wrodzonego nam malkontenctwa jest nieumiejętność odróżniania zdarzeń naprawdę istotnych, bo odwołujących się do zjawisk trwałych i długookresowych, od tych, które posiadają mniej ważny, a bardziej ulotny – choć krzykliwy medialnie – charakter.
Nie chcę oczywiście bagatelizować podsycanych przez media problemów z polską branżą portową, aby wymienić sprawę redukcji bezpośrednich połączeń oceanicznych portu gdańskiego z Azją na rzecz portów niemieckich, w ramach nowego aliansu Mærska i Hapag Lloyda, ani niewyrobienia się na czas z budową portu instalacyjnego dla polskiego offshore, w wyniku czego będziemy korzystać z duńskiego portu w Rønne przynajmniej w pierwszym okresie eksploatacji, śmiem jednak twierdzić, że dla kondycji polskiej branży portowej bądź portowo-logistycznej dzieją się aktualnie ważniejsze rzeczy na świecie. Poza tym sygnalizowane niepokoje (a listę tą oczywiście można wydłużać: niepowodzenia ze sprzedażą terminali zbożowych, opóźnienia z portami zewnętrznymi w Gdyni i Szczecinie–Świnoujściu itd.). Ich zasadność należałoby rozpatrywać z nieco innej, głębszej perspektywy niż tej, która dyktowana jest bieżącą walką polityczną.
Dostęp do dalszej treści jest ograniczony tylko dla prenumeratorów. Zaloguj się lub zarejstruj przy użyciu kodu zaproszenia, który otrzymałeś/otrzymasz wraz z prenumeratą.