Dwie całkowite różne narracje obowiązują w temacie radykalnego spadku czy też nawet całkowitego zaprzestania używania tradycyjnych paliw kopalnych. Ze strony Unii Europejskiej i organizacji ekologicznych płyną informacje o tym, że koniec tychże paliw jest rychły, a ich stosowanie już za moment stanie się przeszłością, będzie uważane za niemoralne i przestarzałe.
Całkowicie przeciwne informacje płyną natomiast z branży paliwowej, gdzie o tym, że koniec paliw tradycyjnych nie nastąpi jednak w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat, mówią zarówno ich producenci (co jest raczej oczywiste), jak i firmy z branży czy też niezależni eksperci i organizacje. W tym przypadku podkreślany jest fakt, że popyt na paliwa tradycyjne będzie jeszcze rósł w krajach afrykańskich i arabskich oraz że potrzebne one są też przecież też do przemysłu, który ich nie będzie spalał, ale przetwarzał.
Kto ma więc racje w tym ewentualnym sporze? Odpowiedź „wszyscy po trochu” wydaje się zbyt prostą próbą wyjaśnienia dosyć skomplikowanego zjawiska, chyba więc warto szukać odpowiedzi w geopolityce. A ta dziedzina próbuje odpowiedzieć dosyć wiarygodną prognozą podziału świata na miejsca (UE, bogate kraje Ameryki Północnej, być może też i Chiny), gdzie paliwa tradycyjne rzeczywiście będą coraz mniej popularne, a mieszkańcy będą musieli korzystać z droższych, ale przyjaźniejszych dla środowiska źródeł energii, i resztę świata, gdzie „zostanie po staremu”. Właśnie te części świata mogą się dosyć szybko rozwijać i dosłownie zasypywać swoich sąsiadów wyjątkowo tanimi, a często też i dobrze wykonanymi towarami. Na ich cenę wpłynie, rzecz jasna, całkowite ignorowanie zasad korzystania z tych przyjaznych dla środowiska źródeł energii. Pojawi się więc poważny dylemat, bo korzyści środowiskowe będą rywalizowały korzyściami finansowymi. Jeśli tak się stanie, to będzie to też oznaczało dosyć przykrą realizację chińskiego przekleństwa „obyś żył w ciekawych czasach!”.