Obecny potencjał europejskiego przemysłu okrętowego obejmuje 300 stoczni, 28 tys. firm produkujących wyposażenie i kooperująych ze stoczniami, a wartość rocznej produkcji sektora to 128 mld euro. Zatrudnia on 1,1 mln wysokiej klasy specjalistów, a wartość nakładów na badania i rozwój w tej branży to 9% jej rocznego obrotu. Takie dane przedstawia SEA Europe, organizacja zrzeszająca przedstawicieli europejskiego przemysłu okrętowego.
Mimo to cały czas przegrywa konkurencję z Chinami, których udział w rynku okrętowym wynosi obecnie 50%, jeżeli chodzi o całkowity portfel zamówień i 62% w przypadku zamówień złożonych w ubiegłym roku. Co ciekawe, większość kontraktów na nowe statki z chińskich stoczni podpisali europejscy armatorzy, podczas gdy chińscy odpowiadają za zaledwie 13% portfela zamówień. Zresztą chińscy armatorzy zamawiają statki niemal wyłącznie w swoim kraju, podobnie jak armatorzy z Korei Południowej. W Japonii sytuacja jest bardziej zróżnicowana, ale wciąż z przewagą lokalnych zamówień, natomiast 91% zamówień z Europy trafia poza nasz kontynent.
W związku z tym na poziomie Unii Europejskiej ruszyły prace nad europejską strategią dla przemysłu okrętowego. Z perspektywy SEA Europe kluczowe pozostaje utrzymanie pozycji lidera w budownictwie zaawansowanych technicznie jednostek, w produkcji wyposażenia okrętowego, produkcji wojennej oraz odzyskanie niektórych rynków, np. jednostek żeglugi bliskiego zasięgu, które są kluczowe dla handlu wewnętrznego UE. Sektor potrzebuje jednak zachęt finansowych dla armatorów, aby zamawiali ponownie w Europie, ale także dla stoczni, by przeprowadzały modernizacje i stawały się konkurencyjne pod względem technologicznym. Dotyczy to również polskich stoczni, których specjalnością są jednostki z zastosowaniem nowoczesnych i ekologicznych technologii napędowych (więcej w „Namiarach na Morze i Handel” 2/2025)