Podczas głosowania w sprawie zaostrzenia przepisów o transporcie międzynarodowym Komisja Transportu Parlamentu Europejskiego odrzuciła 2 spośród 3 sprawozdań, które miały się stać podstawą do prac nad ostateczną wersją zapisów, i które były niekorzystne z punktu widzenia polskich przewoźników. Pierwsze o zakazie odpoczynków w kabinach i drugie, najważniejsze, dotyczące przepisów o delegowaniu i, co za tym, idzie konieczności wynagradzania kierowców na poziomie co najmniej płacy minimalnej obowiązującej w danym kraju, oparte na przesłankach przyjętych w grudniu przez Radę Unii Europejskiej, przeciwko którym ostro protestowały m.in. Polska i Węgry.
Jednak przewoźnicy zwracają uwagę na ostatnie sprawozdanie, które przez komisję przeszło. W grudniu ub.r. wpłynęły do niego poprawki europosła Ismaila Ertuga, które komplikują sytuację i dotyczą m.in. kabotażu, czyli transportu towarów na terenie kraju, w którym firma transportowa nie ma swojej siedziby. Według przyjętego sprawozdania kabotaż ma zostać ograniczony do trzech dni, po których ma następować 60-dniowa przerwa. Samochody miałyby też obowiązkowo, raz na 4 tygodnie, wracać do baz.
– Przyjęte poprawki zakładają, że firmy transportowe muszą większość swojej działalności prowadzić na terenie kraju, w którym są zarejestrowane – wyjaśnia Maciej Wroński, prezes Transport Logistyka Polska. – To w praktyce oznacza, że większość naszej działalności stanie się nielegalna. Cofamy się o 20 lat i likwidujemy wspólny rynek usług.
Nowego prawa najbardziej obawiają się przedsiębiorcy zajmujący się specjalistycznym transportem, np. przewozem samochodów. Nad przepisami regulującymi transport międzynarodowy unijne instytucje pracują od ponad roku. W grudniu, pomimo ostrego sprzeciwu m.in. Polski i Węgier, stanowisko w tej sprawie przegłosowała Rada UE. Żeby rozpocząć prace nad ostatecznym brzmieniem nowych przepisów, takie stanowisko musi przyjąć również europarlament. Ostateczną decyzję posłowie podejmą w ciągu najbliższych tygodni.