Po raz pierwszy od czasu, gdy G7 ustaliła pułap cenowy na morski handel rosyjską ropą naftową, cena flagowego gatunku Urals wzrosła powyżej 60 USD za baryłkę, czyli powyżej progu, który powinien spowodować rezygnację zachodnich firm z tego produktu.
Według agencji Reuters i Argus cena handlowa Uralu osiągnęła w połowie lipca br. ok. 62-63 USD. Rosyjska mieszanka eksportowa z Syberii, ESPO, od pewnego czasu notowana jest znacznie powyżej tego poziomu, nie tracąc dostępu do zachodnich usług morskich, a przekroczenie w przypadku Uralu będzie nowym sprawdzianem tego, jak G7 chce egzekwować swoją politykę. Całkowity zakaz rosyjskiego eksportu ropy zmniejszyłby światową podaż, podnosząc ceny, gdy banki centralne walczą z inflacją. Tak więc pułap cenowy jest starannie zaprojektowany tak, aby Rosja mogła nadal wysyłać ropę, utrzymując w ten sposób globalne dostawy i unikając skoków cen. Limit nie dotyczy armatorów i usługodawców spoza G7, dlatego firmy w Indiach, Zjednoczonych Emiratach Arabskich i Chinach zdobyły znaczną część rosyjskiego rynku.
– Uważnie monitorujemy rynek pod kątem potencjalnych naruszeń pułapu cenowego. Warto zauważyć, że transakcje powyżej 60 USD, które nie korzystają z usług firm G7, nie naruszają limitu. Jednak w dalszym ciągu znaczna część rosyjskich transakcji naftowych realizowana jest za pośrednictwem firm z krajów tej grupy – oświadczył Departament Skarbu USA.
Według Bloomberga większość przesyłek rosyjskiej ropy np. do Indii odbywa się teraz na pokładach statków będących własnością lub w zarządzie firm spoza G7. Problemem może być dokonywanie płatności za ropę, ponieważ indyjskie banki chcą sprawdzić zgodność z limitem 60 USD przed autoryzacja przelewu. Ale można to ominąć, przechodząc na inną walutę rozliczenia.